Monodram


Bal (fragment)

Na scenie widać wnętrze małego, przytulnego mieszkania. Przy drzwiach stoi wieszak obok toaletka, z boku obrotowe krzesło, za nim szafa, z której wystają sukienki. W głębi widać fotel. W pomieszczeniu obok duży, biały, kuchenny stół, przy nim dwa białe krzesła. Młoda dziewczyna wbiega w czerwonym płaszczu, trzaskając drzwiami. Patrzy na zegarek, noszony na ręku i wykrzykuje zakłopotana:

Cholera, spóźnię się. Na pewno się spóźnię, już 17.00! Była taka kolejka i takie opóźnienie u tego fryzjera, że szok! Człowiek umawia się na konkretną godzinę, a tutaj...Proszę jeszcze poczekać...jeszcze chwilę, już zaraz...

Ściąga płaszcz, zdejmuje buty, zakłada kapcie i siada na obrotowym krześle:

A potem może się pani kawki napije, może herbatki...

Zdenerwowana:

Gdybym się chciała napić kawki to poszłabym do kawiarni, tak?! A nie do fryzjera. Był kiedyś taki dowcip. Przychodzi policjant do biblioteki i mówi chciałbym coś takiego głębokiego, mocnego...Może Kafka?- przerywa mu bibliotekarka - a nie dziękuję, już dzisiaj jedną piłem.

Uśmiecha się:

I podobnie jest z tymi fryzjerami...Więc najpierw kawka, a potem to zagajenie rozmowy głupimi pytaniami: "Jak ma pani na imię?" Karolina - odpowiadam.
"Katarzyna? Piękne" - mówi on. Karolina! - krzyczy zdenerwowana, tym, że musiałam tyle czekać, jednocześnie przekrzykując suszarkę pracującą przy kliencie obok. "Ach, Karolina. Przepraszam. Straszny dziś hałas. Przepiękne". Akurat - myślę - dopiero podobało mu się Katarzyna. A on dalej nawija tę głupawą gadkę - "Wiesz, Karolina to moje ulubione imię". Zapewne mówi tak każdej młodej dziewczynie, bo liczy, że albo się z nim umówi, albo da mu większy napiwek. Ja wysiadam. Chcę tylko, żeby zrobił mi fajną fryzurę i nie daję żadnych napiwków ani nie spotykam się z fryzjerami. Zwłaszcza tak lalusiowatymi jak ten. Jeszcze nie oszalałam. Niechżesz on już robi mi te włosy. I tak mam bardzo mało czasu (...)

(Bal)